Zmiana zaczyna się w głowie, a potem wchodzą czyny, które tę zmianę odzwierciedlają. Słowa te pisane dzisiaj wybrzmiewają mocniej. Mam wrażenie, że minęły lata świetlne od momentu gdy cieszyłam się z pisania o modzie. Uważam, że dla tych, co zostali (i tęsknili) należą się słowa wyjaśnienia, gdzie byłam, gdy mnie nie było.
15 lipca 2021 roku wstawiłam mój ostatni sensowny wpis na instagramie, w którym pisałam, że nie nadążam za własnym życiem. Już kilka miesięcy wcześniej czułam, że się wypalam – tamten post był tylko oznaką mojego samopoczucia. Potem jeszcze pojawiła nieudana próba powrotu i dalej milczenie. Gdy myślałam o social mediach, moim pierwszym skojarzeniem była … FRUSTRACJA.
Instagram od wielu lat służył właściwie wyłącznie mojej pracy, chwaliłam się portfolio, później reklamowałam swoje usługi stylistki personalnej. Gdy zawiesiłam swoją działalność to konto firmowe straciło sens. Byłam niesamowicie zmęczona, z jednej strony, obserwacją kont – bo „trzeba zostawić codziennie co najmniej 5 wartościowych komentarzy”, z drugiej, obmyślaniem maksymalnie sensownych tekstów, które zawierały wszystkie elementy “jedynie słusznego” wpisu. Słowem, przestałam czuć radość z jakiegokolwiek tworzenia.
Uratowało mnie życie na zewnątrz. Okazało się, że moja nieinstagramowa codzienność jest atrakcyjniejsza niż ta w socialach.
Powodów przerwy było sporo.
- Zrobiłam przerwę dla swojego zdrowia psychicznego. Miałam dość irytowania się, że wszyscy wokół piszą i się rozwijają, a ja nie mam nic sensownego do powiedzenia. Co najlepsze, sama sobie narzuciłam to brzemię i sama musiałam się uwolnić.
- Ulżyło mi, gdy zrobiłam “czystki”. Nigdy wcześniej nie przestałam obserwować tylu kont na raz – nie tylko ze względu na to, że pewne rzeczy przestały mnie interesować, ale głównie dlatego, że nie byłam w stanie fizycznie oglądać tych wszystkich kont (!).
- Narzuciłam sobie tak wielką presję, że zaczęłam się rozpadać od środka. Nie wiedziałam, dlaczego moje wpisy mają mało zainteresowania, dlaczego mam wieczne problemy z systematycznością, dlaczego tak długo zajmuje mi tworzenie contentu i tak mało radości mi to przynosi. Coś we mnie pękło i uciekłam.
- Uczyłam się jak pisać lepsze teksty wzbudzające zainteresowanie, jak kręcić filmy na tiktoka, jak tworzyć karuzele, jak planować spójną siatkę zdjęć – uczyłam się wszystkiego, co miało poprawić moją “wartość” dla odbiorcy. I na żadnym polu nie osiągnęłam sukcesu, więc jedyne co przyszło to głębokie rozczarowanie.
- Wciąż słyszałam tylko, że pisanie się absolutnie nie sprzedaje, że teraz to tylko video, tiktok opanował świat, reelsy opanowały świat… Wkurzyłam się.
Chcę pisać o czym chcę i nie zastanawiać się, czy komuś się spodoba czy nie, czy polajkuje mój profil czy odejdzie. Blog ma być moim hobby, nie pracą. Tak jak dawno temu, gdy pisanie w internecie miało niesamowitą popularność.
Od zawsze lubiłam pisać i chcę ponownie czuć radość z tworzenia treści. Jeśli mi odbije i będę tworzyć filmiki to tylko dla własnej radości, bez narzucania sobie presji.
Moja strona to MOJE, i tylko MOJE miejsce, którego nikt mi nie zabierze. Social media dzisiaj są, jutro może ich nie być.
Co robiłam, gdy mnie nie było?
Wyszłam za mąż ;), znalazłam nową lepszą pracę, zawiesiłam działalność i … nareszcie zaczęłam zastanawiać się nad tym, co mnie w rzeczywistości uszczęśliwia i odkryłam, na czym pragnę się skupić w przeciągu kilku lat.
Okazuje się, że jestem szczęśliwsza bez codziennego przeglądania, co kto zrobił, gdzie jest i co nowego stworzył.
Jak poruszać się na nowej stronie?
Ustaliłam nowe kategorie :
- szkice wokół mody (moje rozpieszczone dziecko);
- klasyki (moda w klasycznym ujęciu, szafa kapsułowa);
- porady stylistki (no wiadomo, mądre porady);
- trendy (bo nie samymi klasykami człowiek żyje);
- eko (moda i środowisko);
- szkice wokół życia (eseje, które nie mieszczą się w temacie mody).
Od teraz moja strona www będzie opierać się na blogu. Swoje archiwalne wpisy już wrzuciłam w konkretne kategorie, więc zapraszam do eksploracji.
0 komentarzy